wtorek, 11 września 2018

"I gdzie z tym ryjem?!" czyli o piwniczanych manierach


Gry planszowe, fabularne, wargaming...wszystkie rozgrywają się na stołach i wszystkie odbywają się przy udziale ludzi. I o ile co do stołów rzadko mam jakieś zastrzeżenia, tak do tego drugiego elementu, niestety dość często.
Rozrywka nie-elektroniczna ma to do siebie, że celowo odrywamy się od komputerów, konsol i komórek żeby pograć w żywej społeczności osób, które dzielą z nami ten sam autyzm i styl życia piwniczaka. Każda społeczność wykształca pewne zasady, które mają umożliwić poszczególnym osobnikom normalne funkcjonowanie w jej ramach. Niestety, zawsze znajdzie się jakiś socjopatyczny korniszon, który z dumą demonstruje głębokość odbytu na jakiej owe zasady trzyma.
Jak pewnie większość z Was, uważam te zasady za sprawy raczej oczywiste czy wręcz intuicyjne jednak zauważyłem, że mało się o tym mówi otwarcie toteż postanowiłem zebrać kilka podstawowych elementów piwniczanego sawur wiwru. Pokazuję i objaśniam…

Punkt pierwszy - Szacunek do współgraczy

Ja wiem! Ja wiem - mało precyzyjne ale z drugiej strony, jeśli muszę komuś tłumaczyć co się pod tym kryje to...ugh, jest źle.
Nie spóźniaj się - szanuj czas swój i innych, którzy zgodzili się z Tobą podzielić tym cennym surowcem.
Nie właź na krzywy ryj - zwłaszcza, że jego widok cieszy mało kogo poza Twoim kotem. O ile nie jesteś gospodarzem spotkania (Twoja piwnica Twoim królestwem!) to wypadałoby coś ze sobą przynieść. Kup po drodze, weź z domu, zabierz rodzeństwu albo psu...słuchaj, jak dla mnie możesz okraść lokalną podstawówkę z mleczka w kartoniku, nikt nie będzie płakał ale nie przychodź z pustymi rękami. Bo jedną z najmniej tolerowanych istot w większości zdrowej tkanki społeczeństwa są pasożyty.
Szanuj nerwy innych - rozgrywki potrafią być ekscytujące, wiem, ale ani machanie genitaliami przy dobrej, ani rzucanie stołem przy złej passie, nie zapewni Ci zaproszenia na następną sesję. Dobrze żebyś o tym pamiętał kiedy następnym razem Twoi ubermarinesi zaczną obskakiwać wpierdol albo szwagier skroi Cię w monopoly.
Ostatnia rzecz - możesz ubierać się jak Kojak, nie dbam o to ale jeżeli muszę Ci tłumaczyć gdzie jest i do czego służy łazienka to najpewniej ostatni raz graliśmy razem.

Punkt drugi - Szacunek do gry

Tu też należy powiedzieć kilka rzeczy, z których nie wszyscy mogą zdawać sobie sprawę. Gry planszowe, bitewniaki czy nawet fabularne wymagają różnego czasu przygotowania i tu myślę, że warto omówić każdy z tych przypadków.
W przypadku planszówek jest stosunkowo prosto - rozkładacie razem, sprzątacie razem. Presto! Ale w trakcie gry uważaj na elementy - nie gnieć kart, nie miętoś żetonów, uważaj żeby nie zapaskudzić planszy jeśli w pobliżu rozgrywki trzymacie przekąski i napoje. I do cholery, chipsy nie chipsy, staraj się zachować czyste dłonie, zwłaszcza w przypadku, i tu przechodzimy do bitewniaków - figurek. Jeśli gracie pomalowanymi figurkami, to nie ważne czy jesteś graczem czy widzem, nie dotykaj niczyich figurek bez pytania. Po prostu nie! Wierz mi, że ktoś włożył niemało czasu i/lub pieniędzy w to żeby one prezentowały się, tak jak się prezentują, a Ty zamierzasz je zmacać swoimi tłustymi łapskami jak 14-letni Wojtek japońskiego świerszczyka. Nie rób tego. Dla swojego dobra, po prostu nie.
Trzecia rzecz - zostałeś zaproszony na sesję RPG. Twój Mistrz Gry poświęcił x swojego czasu na przygotowanie dla Was klimatycznego scenariusza/przygody, wszyscy urwali sobie z życia wolny wieczór podczas gdy Ty przychodzisz spóźniony i zaczynasz opowiadać historię swojego życia, rzucać żarty o starej babie z wołomina, wspominasz swoją byłą, a w dodatku nie przyniosłeś karty postaci, zapomniałeś kości, jesteś częściowo jeszcze wcięty, bo byłeś z kumplami na plaży, a sesję musicie skończyć wcześniej, bo umówiłeś się z tymi samymi kumplami na domówkę...niefajnie gościu. Naprawdę niefajnie. To już nie tylko brak szacunku do współgraczy ale też dla całego klimatu gry, którą stanowi coś więcej niż podręczniki i kostki.

Punkt trzeci - Bądź przygotowany

Z tego co mi wiadomo, czytanie ze zrozumieniem jest umiejętnością, którą wynosi się ze szkoły średniej lub nawet wcześniej, prawda? W takim razie niech ktoś mi wytłumaczy, jaki problem jest w przeczytaniu jednego (słownie: JEDNEGO) podręcznika z zasadami, celem przygotowania się do gry? Prawidłowa odpowiedź brzmi: żaden…
O ile rozumiem, że ktoś może nie posiadać własnego podręcznika do gry tak nie dociera do mnie fakt nie posiadania własnych kości. Pomijam tutaj K6'stki kupowane na kilogramy, ale dla niektórych (dla mnie) zestawy kości są jak biżuteria osobista. Nie masz swoich, to nie dotykaj moich! Koniec, kropka! To może brzmieć radykalnie, zdaję sobie sprawę i jestem w stanie wybaczyć takie błędy początkującemu graczowi. Z tym, że status początkującego kończy się gdzieś po 4ej/5ej sesji lub grze. Potem nie ma przebacz.
Ergo - skoro gramy którąś już sesję, zwłaszcza w przypadku złożonej kampanii, to warto sobie przypomnieć chociaż kilka faktów z tego co się działo ostatnio, choćby z tego powodu, żeby nie tracić wspólnego czasu na retrospekcje. W przypadku innych gier, przed pójściem na spotkanie nie zaboli jeśli odświeżysz sobie zasady dla jakiejś planszówki lub kodeks swojej armii.

Punkt czwarty - Bądź uważnym graczem

Na ogół uważam się za człowieka spokojnego i raczej trudno mnie wyprowadzić z równowagi ale wszystko ma swoje granice. Moja leży w momencie kiedy wykonuję swoją turę, a gracz po przeciwnej stronie stołu "siedzi" w telefonie i nie tylko ma w kompletnym poważaniu wszystko co się dzieje aktualnie na stole ale po chwili ma odwagę bezczelnie spytać: “Co? Weź jeszcze raz zrób, bo nie ogarnąłem!”. W takich chwilach budzi się we mnie Angry Marines i mam ochotę wypierdolić gościa przez okno.
Ustalmy sobie jedną rzecz - albo grasz i jesteś tu i teraz (może powinienem opracować jakieś zasady zen dla graczy…) albo wracaj przed komputer. Tak, to jest obelga.
Naprawdę nie obchodzi mnie czy tłumaczysz się właśnie żonie czemu nie ma Cię piątą godzinę czy podpisujesz kontrakt na złotych milion i piętnaście groszy. Jeśli grasz to do cholery bądź obecny. Musisz coś załatwić, porozmawiać, wytłumaczyć się? Ok - przeproś obecnych, wyjdź na chwilę i graj dalej kiedy będziesz miał to z głowy.

Ostatnia rzecz, która zawiera po trochu podsumowanie wszystkiego, a za podstawę bierze to, co wszystkie powyższe czyli wzajemny szacunek. Mianowicie: NIE OSZUKUJ!
Nieważne czy jesteś weteranem i przycinasz na tłumaczeniu zasad, czy jako pośledni gracz próbujesz na kancie zyskać więcej w rozgrywce. Małe czy duże, oszustwo to herezja, jest złe i wiąże się z nagłą wizytą inkwizycji oraz exterminatusem w trybie natychmiastowym. Działając w ten sposób nie tylko psujesz sobie pełnię doświadczenia rozgrywki ale także tracisz zaufanie współgraczy, a z czasem całego środowiska i skończysz bardziej gruby i samotny niż jesteś teraz. Nie oszukuj innych i nie oszukuj siebie - wygrana za wszelką cenę nie jest celem gier przy stole.



To tylko kilka zasad z wielu, które można by dalej opisywać ale te uważam za fundamentalne. Jeśli odnalazłeś się, w którymś z powyższych opisów, cóż, masz szansę na pokutę i nawrócenie. Jeśli nie odnalazłeś się w żadnym to zastanów się czy nie jesteś wszechwiedzącym burakiem. A cała reszta, po prostu bawcie się dobrze.


EXCELSIOR!!! ^[;-;]>

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

"Nie umiem malować" czyli o tak zwanym Poziomie Własnym

Jakiś czas temu przeprowadziłem bardzo ciekawą rozmowę z pewnym hobby painterem (nie mogłem znaleźć polskiego odpowiednika tego określenia). Rzecz dotyczyła malowania kompetytywnego czyli osiągania poziomu, z którego można ze swoimi figurkami pokazać się na konkursach takich jak znany Golden Demon czy nasz polski Hussar. Znajomy wylewał wiadra żółci i krwi na innego, zagranicznego malarza, który zdobył parę nagród chociaż kiedy oglądaliśmy jego prace, obiektywnie (słowo klucz) nie były one pod wieloma aspektami AŻ tak dobre. I nawet ja, bardzo początkujący, byłem w stanie to dostrzec. Wtedy ja mu mówię:
- Słuchaj, skoro on z takimi, jak twierdzisz, paździerzami jest w stanie zgarniać nagrody, to czemu ty nie wystartujesz w konkursie? Pod wieloma aspektami byłbyś w stanie go przewyższyć.
- Heh, bo jestem zawistną polską ku*wą
- Jesteś zawistną polską ku*wą czy po prostu takie podejście nie jest zgodne z twoim system wartości w tym hobby?
- Punkt dla ciebie, to zupełnie nie jest zgodne z wartościami, które wyznaję.

To mi uświadomiło, że istnieją dwa poziomy w naszym modelarskim hobby. 
Pierwszy jest taki, że są wyznaczone pewne obiektywne, płynne granice poziomów umiejętności i artyzmu typu tabletop, silver, gold, elite itp. jakie możecie sobie porównać np. u Centerpiece Miniatures, Blue Table Store czy Den of Imagination. Zawierają one m.in. ilość i stopień zaawansowania technik, dopracowanie detali czy znajomość teorii kolorów i kompozycji pracy. Te wyznaczone przez lata dzięki społecznościom i konkursom poziomy pozwalają nam samym też określić jak dobrzy jesteśmy ale warto pamiętać, że to są tylko pewne widełki, stopnie odniesienia - to nie jest sztywna ocena.

Drugim poziomem jest ten, który uważam za dużo istotniejszy czyli tzw. Poziom Własny. I tu tkwi cała sztuka, bo nie polega to na bryndzlowaniu się perfekcjonizmem i stripowaniu każdej pacyny "aż uda mi się uzyskać spojrzenie a la Tommy Lee Johnes w Ściganych i sferyczny NMM na tym koziku za pazuchą!".  Tym sposobem Twoje figurki, razem z farbkami i resztą, szybciej wylądują w śmietniku lub niszczarce niż na Golden Demonie. Mówię z doświadczenia. 

Osiąganie Poziomu Własnego to kilka powtarzalnych etapów.

I. Pomaluj figurkę najlepiej jak umiesz i korzystając z technik, które umiesz. To wymaga nieraz samoopanowania ale nie sil się na techniki, których nie ćwiczyłeś, bo uzyskany efekt będzie niezadowalający i zrazisz się.

II. Oceń pomalowaną figurkę i wybierz jeden element, który uważasz, że możesz poprawić lub efekt jaki chcesz uzyskać inną techniką. Nie wypisuj listy, nie oceniaj po całości - skup się na pojedynczych elementach. Niechlujny drybrush, za gęsta farba, zacieki po washu, nieprecyzyjny edge to typowe błędy na początek. Jeszcze raz - wybierz jeden.

III. Ćwicz! Farbka, paleta, moczysz pędzel i ćwicz na czystej powierzchni lub starej pacynie. Jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze raz. Jeśli jest jedna droga do perfekcji to tylko przez ilość powtórzeń. Ale uwaga! Nie chlap bezmyślnie tylko zwracaj uwagę na elementy procesu - ruchy pędzla, konsystencja farby, ilość farby na pędzlu itd. - eksperymentuj. W ten sposób nie tylko uczysz się techniki ale też pracy z narzędziami, a przy okazji wykształcasz swoją indywidualną metodykę pracy.

IV. Pomaluj kolejną figurkę, tym razem skupiając się szczególnie na tym jednym elemencie lub technice, które ćwiczyłeś.



Co chcę tutaj przekazać, to, że Poziom Własny, a ten może dalece przekroczyć poziomy kompetytywne, osiąga się systematycznym podejściem cierpliwego samodoskonalenia. To nie jest ani łatwe ani szybkie, jak zawsze w modelarstwie, ale efekty w postaci zapłaty za zlecenie, statuety na konkursie czy po prostu możliwość wystawienia pięknej armii na stół lub dioramę, naprawdę odpłacają nam ten czas i zaangażowanie. 


Na koniec kilka ProTipów dla dużych i małych:

- Nie porównuj się, inspiruj się. Kiedy napotkasz pięknie zrobioną figurkę, zamiast biczować się tekstem, że nie umiesz malować albo nigdy nie osiągniesz takiego poziomu, zapytaj jak uzyskać taki efekt. Wielu malarzy, czy to w lokalnych społecznościach czy na CoolMiniOrNot chętnie dzieli się swoim doświadczeniem. 

- Zaangażuj się lokalnie. Wyjdź ze swojej piwnicy. Uwierz mi - póki nie mieszkasz w Trąbkach Wielkich, na pewno znajdziesz lokalną społeczność, która w jakiejś wspólnej piwnicy spotyka się żeby grać czy wspólnie malować. To świetny czas żeby poznać ludzi, wymienić doświadczenia, zainspirować się i pograć. 

- Nie wszystko jest Twoim błędem. To zabrzmi nieco kontrowersyjnie ale zrewiduj swój warsztat. Jak w wielu innych hobby, sprzęt jest sprawą dość kluczową i jego kiepski dobór na początek, np. celem zaoszczędzenia, spowoduje, że będziesz się męczył i w końcu wyrzucisz wszystko przez okno. Poczytaj fora, poradniki lub zapytaj na dedykowanych grupach na FB - jak wspomniałem wcześniej, wielu ludków chętnie pomoże Ci także w tej kwestii. 

Na koniec zapraszam do grupy Malowanie figurek gdzie z łatwością zasięgniecie rady doświadczonych łebków, a także na Bitewne Wrota i do studia Brushlickera

Malujcie więcej - Grajcie więcej

EXCELSIOR!

wtorek, 31 lipca 2018

Odkurzanie kostek czyli mój powrót do gier nastolnych, cz.I

"Posłuchajcie dziatki mrowie, co Wam stara mumia powie..."

Świat się zmienił. Czuję to w farbkach, widzę to w figurkach. 
Inaczej to pamiętam, a pamiętam to tak: 
Byłem wtedy młodym chłopcem, chłonącym świat pełną piersią, w której biło serce odważne i pełne nadziei. Zachęcony przez kolegę ze szkolnej ławki, dołączyłem do drużyny harcerzy przy swojej szkole gdzie trafiłem pod skrzydła niezwykle charyzmatycznego zastępowego o pseudonimie Nazgul. Ten nauczył nas nie tylko technik harcerskich ale podczas wielu spotkań i wyjazdów, roztaczał przed nami opowieści o mrocznym świecie fantasy, w którym trwa nieustająca wojna. A ja, młodzik wychowany na książkach J.R.R. Tolkiena, zainspirowany filmami P. Jacksona, chłonąłem te opowieści z błyskiem w oku i wypiekami na twarzy. W końcu dane mi było poznać esencję tego wszystkiego - galerię pełną fantastycznych figurek, samodzielnie przygotowywanych, reprezentujących Stary Świat, za którymi stały książki pełne zasad do gry. Ziarno zostało zasiane i młodzieńcze serce małego hobbysty zakołatało.

Wkrótce potem dopadłem swoje pierwsze figurki, farbki, poznałem środowisko i kolejne gry. Nie więcej niż dwa lata później doszła fascynacja grami fabularnymi, kostki stały się niczym osobista biżuteria, a bitwy, przygody i modelarstwo - co dzień na nowo przeżywanym, alternatywnym realium.

Niestety, koniec szkoły średniej przyniósł na swym lodowatym wietrze gromy rzeczywistości dojrzewania - studia, praca i parę innych przykrych spraw sprawiły, że odsunąłem się od tego, czym były dla mnie gry nie-elektroniczne. Ale wypalone w sercu symbole imperialnego orła i gwiazdy chaosu pozostały nietknięte rdzą czasu.

Minęło bez mała 8 lat. Wiele się zmieniło - Warhammer 40'000 ma już 8 edycję, Fantasy Battle zostało brutalnie zarżnięte, a na jego grobie wyrósł dojrzewający teraz twór znany jako Age of Sigmar, reedycji doczekało się kilka pudeł pod kryptonimem "specialist games", a samo środowisko i rynek gier bitewnych...cóż, o wielu z tych aspektów na pewno jeszcze powiem ale nie wszystko na raz. 
Kiedy parę miesięcy temu pomyślałem żeby wrócić do hobby, wszedłem na stronę sklepu, który podpowiedziało mi Google (część z tych, które znałem już nie istniały, RIP Cytadela...). 
Moja pierwsza reakcja brzmiała mniej więcej: 
"...OŻESZ W CZŁONA, ILE TEGO JEST!".
I nie chodziło o cenowy próg wejścia, bo tu zawsze dało się znaleźć jakieś rozwiązanie w stylu małego oddziału typu skirmish ale ilość zmian w zasadach, elementach, nazewnictwie czy nawet jeszcze większym zróżnicowaniu armii niż było...uff, dużo rzeczy na raz. 
Kolejną rzeczą jest niesamowita mnogość tytułów. Te kilka dobrych lat temu, jedynymi sensownymi alternatywami dla systemów GW były Warmachine/Hordes i raczkujące wtedy Infinity. I mając świadomość specyfiki rynku gier bitewnych, wiem, że oferta jest tak szeroka ponieważ taki jest też odbiór i popyt, a to kolejny znak tego jak dalece rozwinęło i rozrosło się środowisko. 

"Cóż" - pomyślałem - "czas przygotować piwnicę". I tak zrobiłem. Odkurzyłem stare kostki, podręczniki, nabyłem świeże farbki pędzelki oraz jedną z pudełkowych gier od GW, o której na pewno jeszcze tu wspomnę. Od tamtego czasu przyglądam się temu wszystkiemu i postanowiłem podzielić się z Wami niektórymi z moich przemyśleń. Ten pierwszy post traktuję jako wstęp, w którym wspomniałem kilka elementów, o których będę chciał parę słów Wam powiedzieć.


W tym hobby nigdy nie jest się samemu i na szczęście są też starzy przyjaciele. Chcę podziękować Brushlickerowi za otwarte i cierpliwe wprowadzenie mnie w obecne realium tej pasji, do której pokryte akrylem serce znów zabiło mocniej...